Góry Sanocko- Turczańskie ( ponownie)
Ustrzyki Dolne; Kamienna Laworta 795m i 769m, Wielki Król 732m,
Mały Król 642m; Jawor; Jezioro Solińskie, Jawor 741m

10-11.06.2017

Ewa załatwiła nam noclegi niedaleko Ustrzyk Dolnych. Jałowe 11 znajduje się 5km od Ustrzyk Dolnych. Zaraz za mostem jest Gospodarstwo Agroturystyczne "Na Zamłyniu" z właścicielami Danutą i Wiesławem Wawryszczuk, tel. 692.041841 .

Oprócz noclegu zapewniono nam śniadanie i obiadokolację za 50zł i to na bazie wyrobów własnych. Byliśmy zaszokowani, gdy na powitanie otrzymaliśmy po kieliszku nalewki.

1 dzień. Samochodem Idziniaków w 6 osób wyjechaliśmy w sobotę rano do Ustrzyk Dolnych. O godzinie 10-tej mogliśmy wyruszyć na trasę. Zaczęliśmy od punktu informacyjnego, gdzie otrzymaliśmy mapki turystyczne i pieczątki. Marian samochód zostawił niedaleko cerkwi, bo na parkingu kręcili się handlarze ze słodyczami z Ukrainy.

Ruszyliśmy czerwono- białym szlakiem spacerowym w kierunku Parku pod Dębami wzdłuż rzeki Strwiąż. Minęliśmy kościół i weszliśmy do parku. Malowniczy mostek poprowadził nas nad strumieniem i zaczęliśmy wspinać się po kamiennych schodkach. Wyszliśmy wysoko ponad domy i szlak skręcił w las. Tu wspinaczka była trudniejsza, ale za to widoki zachwycające. Wyszliśmy na długi grzbiet Laworty Kamiennej.

Po krótkim odpoczynku zaczęliśmy podchodzić na szczyt szeroką drogą najpierw wśród łąk z widokami, a później otoczeni wysokimi drzewami. Upał nas osłabiał i z ulgą za kolejnym zakrętem ujrzeliśmy wyciąg narciarski na Kamiennej Laworcie 759m. Opowiadałam, jak to pod przewodnictwem Jurka Kopeczka wspinaliśmy się wzdłuż wyciągu po śniegu w marcu 2013 roku.

Tym razem mieliśmy widoki na zielone wzgórza. Odpoczęliśmy na ławkach i ruszyliśmy na główny szczyt Kamiennej Laworty 769m. Z boku były ślady jakiś narciarskich ścieżek. Wzdłuż drogi leżały zwalone wiekowe pnie bukowe.

Ujrzeliśmy prześwit ze znakami szczytu i widokiem na dalekiego Wielkiego Króla. Stał tu metalowy krzyż i na nim napis; „Dobrą drogą jest ta, po której idąc mamy oczy bez przerwy wzniesione ku Bogu.”

Mieliśmy 40 minut do źródeł Strwiąża. Szliśmy wśród wysokich sosen. Na błotnistej drodze z głębokimi koleinami, z dala od cywilizacji, utkwił żółty samochód osobowy. Minęliśmy go zaskoczeni, że komuś udało się aż tu przyjechać. Widać było, że tkwił tu już dłuższy czas. Minęła nas samotna turystka, wyprzedzili dwaj turyści na rowerach.

Na Wielkim Królu widniała tabliczka 732m. Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć poszliśmy do zakrętu i tam usiedliśmy na pniaku.

Było do przejścia 5 minut do Bardo 728m, a z niego mieliśmy widok na Solinę w dali. Niebo na wschodzie zaczęło groźnie wyglądać, chociaż u nas ciągle świeciło słońce. Stromą dróżką zeszliśmy do punktu, gdzie odbijała ścieżka w lewo.

Do źródła było tylko 100m, ale woleliśmy ominąć je i przyśpieszyć w obawie przed burzą. Wyczytaliśmy z tablicy, że Strwiąż należy do zlewiska Morza Czarnego.

Słyszeliśmy odgłosy grzmotów i nawet Ewa zaczęła iść szybciej. Na Małym Królu odsłoniły się widoki na łąki porastające zbocze i dalej na pasmo Żukowa. Minęliśmy końcówkę starego wyciągu. Zobaczyliśmy miejsce, w którym dochodził z dołu szlak spacerowy zielono- biały. Pamiętam jakie miał karkołomne podejście zimową porą. W dole widzieliśmy charakterystyczny komin, na łąkach kwitł niebieski łubin.

Chmura jakby odeszła w bok i już spokojniej schodziliśmy w dół do Ustrzyk Dolnych. Tutaj też, podobnie jak na podejściu na Kamienną Lawortę, ktoś troskliwy wykosił szlak i łatwiej było się połapać w kierunku zejścia. Między drzewami widzieliśmy bloki w mieście. Na stromym zboczu ktoś nawet wykopał w gliniastej ziemi schodki dla bezpieczniejszego zejścia.

Z ulgą stanęliśmy na równym gruncie. Jeszcze mostek na Strwiążu i mogliśmy wstąpić do baru na lody i piwo. Byliśmy zmordowani, a w planie mieliśmy jeszcze Sanktuarium MB Bieszczadzkiej w Jasieniu. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy w momencie jak wszyscy wsiedliśmy do samochodu rozpętała się ulewa. To było niesamowite. Jakby czekała, aż będziemy w bezpiecznym miejscu. Sanktuarium zobaczyliśmy w deszczu i szybko pojechaliśmy do Jałowego. Tablica informacyjna ułatwiła nam znalezienie gospodarstwa. Dostaliśmy pokoiki z łazienkami i wkrótce zaproszono nas na obiadokolację. Ulewa rozpętała się na dobre. Pozostało iść spać, lub oglądać telewizję.

W sumie pierwszego dnia przeszliśmy spacerowym krokiem 15km, w tym podejść 350m i trasa przewidziana na 4 godziny zajęła nam z odpoczynkami 6 godzin.

 

2 dzień. Na drugi dzień nie mogłam dospać. Już po 6-tej wyszłam z aparatem fotograficznym, by zobaczyć gdzie jesteśmy. Miałam na nogach japonki, ale im dalej szłam tym bardziej zachwycałam się krainą po deszczu. Za radą gospodyni wspięłam się polną drogą na wzgórze z cerkwią. Zdziwione krowy przyglądały mi się spoza elektrycznych pastuchów, do cerkwi nie podeszłam. Wracałam nadkładając drogi asfaltem, szlakiem zabytkowych krzyży.

Śniadanie zachwyciło nas smacznymi produktami własnego wyrobu. Pożegnaliśmy się z uroczymi gospodarzami i ruszyliśmy do Jaworu przy Zaporze Solińskiej. Samochód musieliśmy zostawić na płatnym parkingu. Po tej stronie też było sporo straganów.

Weszliśmy na zaporę, ale szkoda było czasu, by przejść ją całą. Pan od lodów nie polecał nam spaceru leśnym szlakiem po nocnej ulewie. Jak się później okazało szlak był zarośnięty i w ogóle nieuczęszczany. Skusiliśmy się na inne rozwiązanie. Kapitan jednego ze statków Białej Floty obiecał za 10zł od każdego zawieść nas na przystań na Półwyspie Jawor.

Gdy o dziwo nikt nie protestował, kupiliśmy bilety i wsiedliśmy na stateczek. Wkrótce stateczek odbił od brzegu i przez godzinę woził nas po Jeziorze Solińskim od Zapory do Polańczyka, między wyspami do Przystani. Na brzegu przystani na Półwyspie Jawor przywitał nas bosman zdziwiony, że chcieliśmy wysiąść w tym kurorcie z czasów komunizmu. Opowiadano nam o niedźwiedzicy, którą sfilmowano z młodym przy wieży na Jaworze. W razie czego statek może po nas też przypłynąć. My mieliśmy inne plany i nikt nie mógł nas odwieść od wejścia na Górę Jawor 741m.

Na szczęście prawie przez sam szczyt prowadziła asfaltowa droga dojazdowa na półwysep, więc postanowiliśmy ją wykorzystać. Mijane domy wczasowe kusiły posiłkami, ale my postanowiliśmy jak najszybciej opuścić ekskluzywny ośrodek nie na naszą kieszeń. Idąc szosą wśród drzew mijaliśmy budynki opuszczone i jeszcze używane.

Dopiero za bramą Wojskowego Ośrodka Wypoczynkowego „Jawor” odetchnęliśmy swobodniej. Chodnik na poboczu pokrywał zielony mech. Raczej nikt tędy nie chodził. Samochodami dojeżdżano do bramy i dopiero stąd szło się do ośrodka. My ruszyliśmy drogą pod górę, a im byliśmy wyżej, tym otaczała nas gęstsza mgła. Ostre serpentyny na podejściu sprawiły, że nie było tak stromo. Miejscami drogę zabezpieczał murek kamienny. Bliżej szczytu dochodziła droga ze szlakiem, jakim planowaliśmy pierwotnie podejść, ale błoto i trawa porastająca ją upewniła nas, że wybraliśmy korzystniejszy wariant.

Blisko szczytu odchodziła w bok betonowa droga i tylko Idziniakowie odważyli się tam pójść, by poszukać wieży na szczycie. My tymczasem Halinka, Maria, Marianna i Lidka posiliłyśmy się i odpoczęłyśmy stojąc na brzegu szosy. Minęli nas trzej motocykliści i pojechali drogą na szczyt.

Teraz czekało nas zejście w dół we mgle. Boczne drogi były niedostępne, pełne błotnistych kałuż. Dopiero przy dolnej wieży ujrzeliśmy w prześwicie Jezioro Solińskie. Przez mgłę przepadły nam widoki. W dolinie kwitł czarny bez. Odpoczęliśmy na przystanku PKS. Podziękowaliśmy panu z lodami za dobre wskazówki. Lody miał pyszne. Był zdziwiony, że tak szybko wróciliśmy z Jaworu.

Drugiego dnia statkiem spacerowym w godzinę przepłynęliśmy 8km, przeszliśmy nie śpiesząc się 10km w 3,5 godziny , w tym mieliśmy podejść 340m.

Wracając po drodze wstąpiliśmy na zaporę w Myczkowcach i przeszliśmy się nią do końca.

Później jeszcze zajrzeliśmy do Ogrodu Biblijnego i Miniatur Cerkwi. Było już późno, więc postanowiliśmy nigdzie więcej nie wstępować, chociaż Marian zrobił nam malowniczą trasę serpentynami wokół Dynowa, że pialiśmy z zachwytu nad malowniczością Dynowszczyzny.

Mapki przejścia udostępniła: Maria Małek.

Halina Rydzyk