Okolice Stalowej Woli
Dąbrowa Rzeczycka- Goliszowiec- Lipowiec- Jastkowice

15.02.2015

W 5 osób przeszliśmy 15,53 km.  Czas przejścia= 5godz.21m.in.

Max. wys. 184m . Min. wys. 135m.  Podejść 245 m zejść 242m.

Prowadziła Halina Rydzyk przy wsparciu Karola i Wojtka. Marysia zajęła się robieniem zdjęć. Andrzej skupił się na podziwianiu przyrody.

Wyjazd busem o godz. 8,20 w kierunku Lublina. Za 4,50zł dojechaliśmy do Dąbrowy Rzeczyckiej.

Wysiedliśmy na drugim przystanku, z którego było 500 metrów do zrekonstruowanego przejścia granicznego Lipa- Dąbrowa Rzeczycka z czasów zaborów. Na tablicy fundatorów pomnika znaleźliśmy Klub Turystyczny PTTK ŁAZIK w Stalowej Woli.

Szeroka droga prowadziła nas na wschód wysokim wałem wśród podmokłego lasu na południu i Dołów wypełnionych zamarzniętą wodą na północy. Minęliśmy szkielet powstającego turystycznego schronu.. Wsłuchiwaliśmy się w radosny śpiew ptaków.

Wkrótce nasz beztroski marsz skończył się na rozlewisku. Dalsza droga utonęła w bagnie. Karol zaczął szukać dojścia do sąsiedniej górki. Skakaliśmy za nim z kępki na kępkę. Zawracaliśmy, by znów próbować.

W końcu udało nam się dotrzeć suchą nogą na górkę dzięki zamarzniętym wodzie i gruncie. Ledwo widoczna droga doprowadziła nas do brodu, w którym wartko płynęła woda. Jakoś udało się nam w węższym miejscu przeskoczyć na drugą stronę strumyczka. Byliśmy uratowani.

Chociaż kierunek trochę inny niż planowałam, to zbliżał nas do celu, którym był Goliszowiec. Ciągle pod słońce szliśmy szerokimi piaszczystymi drogami. Co chwilę krzyżowały się z szerokimi rowami wypełnionymi wodą. W jednych płynęła też pod naszymi nogami, w innym miejscu była zamarznięta. A pokryte szronem trawy pięknie wyglądały w cieniu drzew. W słonecznych miejscach złociła się roślinność.

W lewo skręt zagradzały nam tablice „Ostoja Zwierząt- Zakaz wstępu”. Szliśmy więc ciągle pod słońce. W końcu zostawiliśmy za sobą słupy wysokiego napięcia i odbiliśmy na północ, przechodząc ziemnym mostem nad szerokim kanałem.

Długo towarzyszyła nam płynąca rzeczka z lewej strony o zamarzniętych brzegach. Okrążaliśmy ostoję zwierząt. W końcu udało się odbić znów w lewo i za kolejnym kanałem znaleźliśmy się na skrzyżowaniu. Byliśmy w pięknych Lasach Lipskich.

Postanowiłam, ze pójdziemy prosto i tak doszliśmy do granic Goliszowca. Ale wcześniej ukryci za wzgórzem 163,8m usiedliśmy na ściętych pniach młodych sosenek i wydobywając kanapki z plecaków wzmocniliśmy się.

Szosą do centrum wsi doprowadził nas żółty szlak lipski. Na skrzyżowaniu spotykały się niebieski i fioletowy prowadzące do Lipy. Skręciliśmy w prawo. Gniazdo bocianie jeszcze było puste. Chwila zadumy przy pomniku upamiętniającego tych, co „ZGINĘLI Z RĄK HITLEROWSKIEGO OKUPANTA 30.IX.1942R.”

Szosa doprowadziła nas do Leśniczówki Kruszyna i tu odpoczęliśmy pod zadaszeniem. Spotkaliśmy zmotoryzowanych turystów, którzy wkrótce odjechali w kierunku Kruszyny. Później dojechali znajomi na rowerach. Fajnie się rozmawiało, ale czas naglił.

Ruszyliśmy na południe i wkrótce mogliśmy podziwiać złote wody Łukawicy z piaszczystym dnem. Zakola boczne były zamarznięte, ale nie główny nurt. Z boku został szczyt 162,7 a śliski lód na drodze zmuszał nas do ostrożnego marszu. Żółty szlak rowerowy skręcił w prawo nową drogą w kierunku Rzeczycy Długiej. Z rowu odwadniającego poczuliśmy zapach siarki. Tam pod Lipą odwiert o głębokości 200m dał dostęp do pokładów solanki siarczkowej, a my tu poczuliśmy ją na powierzchni.

Przed kolejną rzeczką Dębowcem skręciliśmy w prawo w pięknym sosnowym lesie. Młode jodełki rosły w cieniu dorodnych sosen. Poprzeplatane krzakami dębów i buków zmusiły mnie do poszukania koryta rzeki po dłuższym marszu szeroką drogą. W promieniach słońca cudownie się skrzyła bursztynowa woda Dębowca. Zakola były malownicze, zwalone drzewo porośnięte zielonym mchem kusiło, by przejść na drugi brzeg, ale w końcu drewniany mostek przeprowadził nas na drugą stronę.

Kierunek Jastkowice oceniliśmy prostopadle do koryta rzeki, by słońce mieć po prawej stronie. Początkowo prowadziła nas leśna dróżka, a gdy znikła nie chcieliśmy zbaczać. Tym razem Wojtek prowadził po mchu na azymut. Tylko czasem kompasem sprawdzałam kierunek. Tu nie powinno być bagna, ale mimo to zmęczył nas taki marsz ledwo widoczną ścieżką i gdy wyjeżdżona droga pojawiła się prostopadle do naszego kierunku skręciliśmy w prawo.

Wkrótce doszliśmy do słabo widocznego leśnego traktu, który przecinał naszą pod kątem prostym i prowadził dokładnie w kierunku, który potrzebowaliśmy. Widoczne na mokrym mchu ślady podków konia dały nam nadzieję, że zbliżamy się do cywilizacji. Pozostało nam tylko wspiąć się na Ludiańską Górę 165,4m.

Zeszliśmy do szerokiego traktu, którym prowadził żółty rowerowy szlak, tzw. Pętla Jastkowice- Lipowiec- Rzeczyca Długa- Jastkowice (ul. Ludian). Nie było ławeczek, tylko stojaki na rowery. Mieliśmy 20 minut na odpoczynek i dokończenie kanapek.

Teraz już szeroka szosa prowadziła nas do centrum Jastkowic. Minęliśmy budowane osiedle domków „Ludian” Jastkowice. Wśród drzew widać było coraz to nowe dachy domostw w miejscach kiedyś bezludnych.

Mięliśmy trochę czasu do godz. 14.30 , więc skręciliśmy w lewo, by dojść do przystanku MKS przy szkole. Na tablicy można było przeczytać historię Kościoła pod Wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Skromniejszy drugi kościół był niedaleko.

Na przystanku Marysia wyłączyła GPS i grzejąc się w słoneczku, osłonięci przed mroźnym wiatrem czekaliśmy na MKS 19. Bilet za 3zł można było nabyć u kierowcy.

MKS 19 miał trasę wokół Stalowej Woli, więc każdy mógł wysiąść na innym przystanku, ale najbliżej swego miejsca zamieszkania.

Halina Rydzyk