2013.05.11 Czarna, Pasmo Ostre z Berdo, Lutowiska

Góry Sanocko- Turczańskie (5)
Czarna, Pasmo Ostre z Berdo, Lutowiska

11 maj 2013

Trasa; Parking na drodze Czarna- Polana obok szczytu Połoń, ścieżką i trawersem na boczny szczyt Połonu, drogą graniową do czerwonego szlaku rowerowego na Przełęczy Ostre 705m, szlakiem rowerowym przez Ostre 751m, Ostre 763m, siodło między 763m a 750m, drogą graniową bez szlaku na Ostre 808m, kamieniołom, szosa 896, schron turystyczny naprzeciw kamieniołomu, droga leśna na 731m n.p.m., zejście do doliny potoku, trawersem północno- wschodnim zboczem Berdo 772m i Berdo 785m, schron turystyczny za Berdem, niebieski szlak do Kirkutu nad Lutowiskami, Lutowiska szkoła.

Trasa= 15,1km. Podejść=330m. Punktów= 18GOT (Opracował: Jurek Kopeczek.)

Była to 5-ta wyprawa Klubu Turystyki Kwalifikowanej KOMPAS PTTK Stalowa Wola z cyklu „Góry Sanocko- Turczańskie wraz z terenami na południe i wschód od Doliny Wiaru oraz z Pasmem Otrytu”.

Z Jurkiem Kopeczkiem kontynuowaliśmy odkrywanie Parku Krajobrazowego Gór Słonnych między Sanokiem a Ustrzykami Dolnymi i dalszych terenów wokół Jeziora Solińskiego. W Stalowej Woli zakwitły kasztany.

Celem tej wyprawy był masyw górski Ostre znajdujący się między Żukowem a Otrytem. Mieliśmy przejść jego grzbietem obok Kolaszni 746m, Połonu 751, przez kolejne szczyty o nazwie Ostre, i obejść oba szczyty Berdo. Od szczytu Ostre 763m odchodzi boczne odgałęzienie na południowy zachód ze szczytem Haniów 657m obok Oazy Skorodne. Cały masyw jest ograniczony od północy potokiem Czarnym, od północnego wschodu granicę jego tworzy dolina rzeczki Mszanki, a od południa opływa go Potok Głuchy. Za Berdem rozdziela się na dwa grzbiety z których jeden kończy się na Ukrainie Garbem Wiliwskim, a drugi kończy Doliną Sanu w Smolniku. Jak zwykle mieliśmy nieprzewidziane przygody na trasie, ale pogoda dopisała słonecznym dniem mimo groźnych zapowiedzi opadów. Byliśmy w krainie niedźwiedzia i nawet spotkaliśmy jego świeże ślady na drodze, również ślady rysia i wilka, nie wspominając o częstych śladach dzików, saren i jeleni, a także żubrów .

Wyjechaliśmy autobusem z przystanku PKS nr 8 o godzinie 7.00 w 23 osoby.

Zwiedzanie zaczęliśmy od Czarnej, miejscowości wczasowo- uzdrowiskowej. Czarna leży nad potokiem Czarnym u podnóża Pasma Ostrego. Od 1974r. posiada status uzdrowiska przez wzgląd na bogactwo wód mineralnych. Po dawnej kopalni nafty pozostawiono jako atrakcję szyby naftowe z XIX wieku. Gmina Czarna proponuje sieć ścieżek spacerowych i konnych na terenie Wschodniobeskidzkiego Obszaru Chronionego Krajobrazu. Częściowo zajmuje ona teren Parku Krajobrazowego Doliny Sanu. Gmina Czarna od zachodu ma dostęp do Jeziora Solińskiego, a od wschodu styka się z Ukrainą.

Podjechaliśmy pod drewnianą cerkiew greckokatolicką p.w. Dymitra Męczennika z 1834r, obecnie kościół parafialny p.w. Podwyższenia Krzyża. Jurek zwrócił nam uwagę na nietypowe drewniane kolumny z przodu. Mogliśmy zajrzeć przez szybkę, by zobaczyć pięknie złocony ikonostas.

Po wyjechaniu z Czarnej skierowaliśmy się na Polanę. Przy szosie, podobnie jak na przełęczy Żłobek, ujrzeliśmy wielką tablicę z ostrzeżeniem, że jesteśmy na szlaku wędrówek niedźwiedzi. Leśniczy telefonicznie zapewniał Jurka, że możemy bezpiecznie rozpocząć wędrówkę od parkingu z punktami widokowymi pod Kolasznią. Jechaliśmy przez las Małą Obwodnicą, którą prowadził też Karpacki Szlak Rowerowy. Kiedy ujrzeliśmy na łuku drogi jakiś parking zatrzymaliśmy się, jak się okazało później za wcześnie.

Był to parking dla drwali pod szczytem Połoń. Słońce oślepiało i tylko białe obłoczki przepływały po błękitnym niebie. Weszliśmy szutrówką w las. Tym razem drzewa zieleniły się młodymi liśćmi. Po 200 metrach jednak droga zawracała pod kątem prostym w kierunku szosy, tylko troszkę niżej. Na zboczu pracownicy leśni przygotowywali teren do nasadzeń i sadzili jodły. Zaskoczeni patrzyli jak wspinamy się stromym zboczem w las, by dojść do właściwej drogi grzbietowej. Pytali się czy wiemy co robimy, bo możemy zabłądzić. Ale my mieliśmy kompasy i mapy, więc byliśmy pewni trasy, a Jurek prowadził. Zresztą po kilku minutach przedzierania się wśród chaszczy znaleźliśmy wygodną, właściwą drogę i dostaliśmy 5 minut na odsapkę.

Szliśmy teraz szybko lekko w dół drogą zarośniętą trawą i błotnistą. W kałużach pływały już kijanki. Po bokach zieleniła się pokrzywa, kwitła na różowo nibypokrzywa, tzw. jasnota plamista, której zielone listki ścieliły się nam pod nogami wczesną wiosną. Wysoko wznosiła swoje liliowe kwiaty miesięcznica trwała. Spod nóg wnuczki Jurka wyskoczył mały zaskroniec i wijąc się uciekał ze ścieżki. Przyśpieszyłyśmy, by dogonić grupę. Wzdłuż drogi obficie kwitł w cieniu drzew na fioletowo storczyk gółka długoostrogowa. Kuklik zwisły miał na wysokich łodygach drobne kwiaty w kształcie zwisających czerwonobrązowych kielichów.

Jurek bezbłędnie wyprowadził nas na Przełęcz 705m. Była tu słoneczna polana, a czerwony szlak rowerowy ostro skręcał na wschód z wygodnej szutrówki. W wysokiej trawie ciężko było wypatrzyć gdzie prowadzi dalej droga, a jeszcze okazało się, że teren jest podmokły i trzeba uważnie stawiać nogi na suchsze kępy, by nie zmoczyć butów. Na podejściu ścieżka okazała się być lepiej widoczna.

W miękkim błocie utrwaliła się okrągła łapa rysia.

Wkrótce doszliśmy do drogi wyjeżdżonej przez drwali, którzy zabezpieczali grzbiet dla turystów. Północne zbocze było bardzo strome, na południe stromizna była łagodniejsza. Ścięto już sporo potężnych drzew, a wiele było naznaczonych pomarańczowymi kropkami, pewnie do wycięcia. Jak tłumaczą leśnicy każde drzewo ma swoje lata kiedy się rozwija i rośnie, później zaczyna się jego stopniowe zamieranie, próchnieje wewnątrz. Drzewa jeszcze zdrowe wycina się, a w ich miejsce nasadza nowe. Na naszej drodze spotkaliśmy młodych drwali na traktorze zaskoczonych, że ktoś wędruje tym szlakiem rzadko uczęszczanym. Zachwycaliśmy się grubymi, wiekowymi pniami buków, świerków, widokiem na pobliskie szczyty Żukowa z Jawornikiem 909m i doliny przed nim z kolorowymi dachami domków.

Pierwszy szczyt Ostre 751m oznaczony był żółtą tabliczką, ale my zatrzymaliśmy się na odpoczynek na polance przy kolejnym szczycie Ostre763m. Patrząc na południe widzieliśmy odnogę Ostrego porośniętą wysoką trawą z dalekim zalesionym szczytem Haniów i za nim długie pasmo Otrytu. Kiedy już wszyscy najedli się tym co mieli w plecakach i odpoczęli, Jurek poprosił byśmy stanęli w kółku. Zaproponował, że skoro nie wszyscy się znają, to każdy poda swoje imię i opowie o miejscu, gdzie najbardziej lubi przebywać. Szybko poszło, tylko wkrótce okazało się, że wśród nas większość ma naturę włóczęgów i tych miejsc do których się urywamy od gwaru cywilizacji jest więcej niż jedno. Ruszyliśmy dalej lekko w dół po drodze fotografując się z najpiękniejszymi okazami drzew. Trasa była coraz mniej uczęszczana, jakby turyści zawracali i nie szli dalej. Jakieś drogi odchodziły w bok i trzeba było szukać znaków ścieżki ukrytych za zwisającymi gałęziami. Trzymaliśmy się w grupie i ufnie szliśmy za przewodnikiem.

Gdy usłyszeliśmy w dali szum samochodów, a szeroki trakt zszedł w dół, skręciliśmy w prawo. Znikły znaki szlaku, a na drodze pojawiły się wielkie, podłużne kałuże. W błocie odciśniętych było coraz więcej śladów różnej wielkości kopyt dzików, saren i jeleni. Szliśmy od dłuższej chwili na południe, a z lewej strony towarzyszył nam dochodzący zza drzew szum samochodów jadących szosą nr 896, tzw. Wielką Pętlą Bieszczadzką. Po dłuższym marszu w gęstym lesie ujrzeliśmy polankę z solanką w kształcie koryta na wysokich nogach, w którym leżały kolorowe bryłki soli, a drewno jej było wylizane do połysku. Na skraju stała ambona z oszklonym okienkiem, służąca pewnie do obserwacji przychodzących na sól zwierząt. Las wokół stawał się coraz bardziej dziki i ponury. A gdy ujrzeliśmy za polanką przy kałuży wyraźny ślad wilka z długimi pazurami przyśpieszyliśmy kroku. Wywrócone potężne drzewo, z korzeniami wyższymi od Kazia, leżało obok drogi. W cieniu gęstych drzew poszycie było coraz biedniejsze. Tablica ostrzegała, że zbliżamy się do Odkrywkowego Zakładu Górniczego „Lutowiska’. Weszliśmy w strefę zagrożoną rozrzutem odłamków. Na szczęście była sobota i w kopalni maszyny nie pracowały. Niestety nasza droga skończyła się pionowym uskokiem. Widok na kopalnię w dole na tle okolicznych gór był fantastyczny, ale musieliśmy pomyśleć, jak się dostać na teren kopalni, gdzie droga doprowadzi nas bezpiecznie do bramy wejściowej.

Żaba trawna przykucnęła obok kamienia w nadziei, że jest niewidoczna. Zdecydowaliśmy się zejść stromo w dół 50 metrów po zboczu łapiąc się krzaczków i trawy. Wkrótce szliśmy wygodną trasą ciężarówek między wielkimi głazami. Odsłaniały się nam kolejne głębokie wyrobiska z koparkami, które z daleka wyglądały jak zabawki.

Na dole czekał na nas stróż z wilczurem. Piesek radośnie witał się z nami. Kiedy mijaliśmy bramę, okazało się, że niechcący wtargnęliśmy na teren Odkrywkowego Zakładu Górniczego „Skorodne” należącego do Zakładu Produkcji Kruszywa „Czarna” s.c. w Równi.

Szosą 896 co chwilę pędził kolejny samochód, więc zdecydowaliśmy się iść równoległą, błotnistą drogą drwali. Ale gdy po 500 metrach odbiła w las wspięliśmy się po nasypie wśród wysokich pokrzyw, jeżyn i wróciliśmy na szosę. Niebezpieczny zakręt był za nami, a wkrótce ujrzeliśmy przy szosie miejsce składowania pni drzew i mogliśmy między nimi dojść do drewnianego schronu. Słońce gorąco przypiekało, więc odpoczynek na pniach nie uśmiechał się nam, a przy schronie nie wyglądało zachęcająco, więc usiedliśmy w lesie na pniakach by odpocząć. Jurek pogonił sprawdzić drogę. Dalej przy szosie był kolejny schron, obok którego szedł niebieski szlak po Ekomuzeum „ Trzy Kultury" o długości 13km. Jednak jego przebieg nie pasował na tym odcinku do naszych planów. Zdecydowaliśmy się iść na wschód drogą bez szlaku, by dojść do obu szczytów Berdo. Łatwo było powiedzieć, ale trudniej zrobić.

Okazało się, że co chwilę mijaliśmy kolejne rozdroża i tylko kompas podpowiadał Jurkowi jak iść dalej. Minęliśmy polankę z amboną. Tym razem okienko nie miało szybki. Na drodze były coraz głębsze koleiny wypełnione wodą z błotem, a w nim zakopane kumaki. I tylko zabłocone łebki z wytrzeszczonymi oczami wystawały nad wodą. Na kolejnym rozdrożu zamiast w prawo, poszliśmy w lewo, bo skusiła nas dobrze ujeżdżona droga. Wkrótce skończyła się, a na jej końcu była wielka polana ze świeżymi nasadzeniami. Otaczały ją gęste krzaki, a my znaleźliśmy się w pułapce. Jurek zdecydował, że nie wracamy.

Na końcu nasadzeń chłopcy znaleźli jakąś ścieżkę ledwo widoczną, którą pewnie tylko zwierzęta schodziły do wodopoju. Doszliśmy nią do niezbyt głębokiego jaru, z płynącym malowniczym strumykiem, nad którym kwitły żółte kaczeńce. Z lekkimi oporami przebrnęliśmy po grząskim gruncie i przeskoczywszy nad wodą wspięliśmy się na sąsiednie dzikie zbocze.

Ledwo widoczną ścieżką idącą na południowy wschód, klucząc między potężnymi okazami drzew i pojedynczymi krzaczkami, doszliśmy do jakiejś drogi rozjeżdżonej traktorami. Wielkie ślady niedźwiedzia w miękkim błocie, jakie ujrzeliśmy zaskoczeni, ostrzegły nas, że lepiej zawrócić i pójść szybko w przeciwnym kierunku, tj. na południe. Mieliśmy nadzieję, że niedźwiedź jest daleko i nie ma ochoty na spotkanie z nami. Kiedy wygodna droga za bardzo skręciła na zachód, wybraliśmy ledwo widoczną inną prowadzącą wprost do podnóża pierwszego szczytu Berdo 772m.

Coraz węższa i bardziej zarośnięta dróżka lekko zakręcała na wschód obchodząc szczyt bokiem. Z lewej mieliśmy głęboki, zachwaszczony jar. Na szczyt nikt nie miał ochoty się wspinać wśród gęstych krzaków. Ruszyliśmy dalej trawresem.

Na naszej drodze stanęły ogrodzone wysokim płotem zalesienia Gminy Lutowiska z 2003r. u podnóża drugiego szczytu Berdo 785m. Prowadziła nas teraz ledwo widoczna ścieżka, którą napewno tylko zwierzęta biegały od kilku lat. Na naszym szlaku znajdowaliśmy odchody żubrów i niewyraźne ślady ich racic. Gdzieś obok jakaś gałąź spadła z hukiem, jakby pod ciężarem wielkiego zwierzaka. W bajorkach obok ścieżki były ślady taplania się dzików. Po półgodzinnym marszu w dziczy z radością odnaleźliśmy dalszy ciąg naszej drogi, która zakończyła się na szerokim, ujeżdżonym trakcie leśnym prowadzącym z zachodu na wschód. W miękkim błocie ujrzałam wyraźny ślad żubra obok pazurów wilka. Po powierzchni kałuży ślizgały się nartniki i tylko bąbelki wskazywały na obecność kumaków w głębi. Tą drogą planowaliśmy dojść od kopalni, a znaleźliśmy ją na końcu tego etapu wędrówki. Oba szczyty Berda obeszliśmy więc od północy, zamiast planowanego obejścia zboczem południowym.

Przyśpieszyliśmy, bo byliśmy ciągle w głębokim lesie. Schodziliśmy w dół drogami bocznymi pilnując kierunku południowo-wschodniego. Budka lęgowa na drzewie przywróciła mi wiarę, że już blisko jest skraj lasu. Wkrótce z ulgą ujrzeliśmy wielką polanę i pnie drzew, na których siedliśmy ostatkiem sił. Nawet nie byliśmy w stanie ustawić się do zdjęcia grupowego i nasi fotoreporterzy obiecali nam zrobić zbiorowe zdjęcie sklejając kilka w jedno.

Słońce już chyliło się ku zachodowi. Za niewielkim drewnianym szałasem ujrzeliśmy znaki niebieskiego szlaku schodzącego z góry. Między czubkami drzew usłyszeliśmy kaczkę. To krzyżówka miała gniazdo wysoko w dziupli, ale już nie skręcaliśmy na „Przystanek Ptaki”.

Betonowa droga kusiła, by pójść prosto na strzelisty kościół w centrum Lutowisk, ale skręciliśmy na południe w łąki, na których stały wielkie poidła. Tędy prowadził niebieski szlak do punktu widokowego. W dole mieliśmy Lutowiska, a przed nami widok na Tarnicę, Bukowe Berdo, Połoninę Caryńską, Połoninę Wetlińską częściowo zasłaniał zalesiony Otryt.

Widząc w dole szkołę w Lutowiskach schodziliśmy ścieżką przyrodniczo- historyczną „Trzy Kultury” do Lutowisk obok „Kirkutu”, stawu z przystankiem „Płazy” i „Arboretum”.

W naszym włóczeniu się po bezdrożach niezbędny okazał się kompas, dokładne mapy i doświadczenie Jurka, dzięki czemu mogliśmy wędrować beztrosko po manowcach. Siedząc już w autobusie stwierdziliśmy, że chcielibyśmy jeszcze wrócić na ścieżkę wokół Lutowisk.

Zdjęcia śladów rysia, wilka, niedźwiedzia, żubra. Wrażeniami i zdjęciami podzieliła się ;

Halina Rydzyk