Lasy Lipskie (szlak granatowy)
Zaklików, wzniesienie 190,1m, Łysaków Kolonia, Narożniki,
Gielnia, Lipa „Pod Dębami”

13 marzec 2011

Dzięki informacji e-podróżnik w internecie mogliśmy znaleźć dogodne połączenie z Zaklikowem i Lipą. Wprawdzie Irenka i Ewa preferowały dojazd własnymi samochodami, ale chciałam sprawdzić połączenie pociągiem regionalnym. Uzbierało się nas 4-ry osoby. Wyjazd ze Stalowej Woli Centrum o godz. 7.31 do Rozwadowa, a  stamtąd 7.54 do Zaklikowa. W Lipie dosiadło się 8 osób, które dojechały samochodami i zostawiły je dla łatwiejszego powrotu. Bilet do Zaklikowa to 7,30zł, ale gdy jedzie się grupą można skorzystać z opcji 1+3, tj. pierwszy bilet 100%, a pozostałe ze zniżką  33%. Planowaliśmy powrót busem z Lipy o godz. 14.59 za 3.70zł, chyba że znajdzie się miejsce w samochodzie.

I tak 12 osób z naszej grupy KOMPAS o godzinie 8.19  wysiadło na stacji w Zaklikowie. Zapowiadał się piękny słoneczny dzień. Granatowy szlak zaczynał się od drogi na Modliborzyce za kanałem łączącym Sannę ze Stawem Adama. Ruszyliśmy dziarsko zielonym szlakiem w kierunku zamarzniętych stawów rybnych w Zaklikowie. Latem jest tu kąpielisko, a teraz tylko para kaczek przykucnęła między pomostami. Dwie dorodne mewy wzlatywały nad lodem. Pewnie wkrótce wrócą nad morze. Za błękitną tonią lodu, podświetlony słońcem, wabił zaklikowski zamek za rzeką. Został zbudowany w latach 60-tych na miejscu dawnego.

fot01fot02

Kiedy już nasłuchaliśmy się szumu wody spływającej z tamy ruszyliśmy do centrum. Trzeba było kupić kiełbaski na ognisko. Zaklików w XVI wieku był miasteczkiem. Dziś to wieś z zachowanym rynkiem i małomiasteczkowym układem ulic i budynków.  Koło kościoła parafialnego pod wezwaniem Św. Trójcy, słynącego z płaskorzeźby w drzewie lipowym z XV wieku szkoły Wita Stworza, zatrzymaliśmy się przy zaborowym słupie granicznym ustawionym przez Austriaków w pobliskim Łążku na granicy Galicji i Królestwa Kongresowego. W 1918 roku został tu przeniesiony na pamiątkę zniesienia zaborów. A obok kamienny głaz z napisem, „Tym, którzy walczyli o niepodległość” postawiono w 1988r. na 70 rocznicę uzyskania niepodległości przez Towarzystwo Przyjaciół Zaklikowa. Boczna uliczka doprowadziła nas do zabytkowego modrzewiowego kościółka Św. Anny z 1580 roku. Gdy pierwszy raz przed laty, pokazywał nam go Jędruś, a niedawno Robert, pokrywały go czarne deski. Teraz służy jako kościółek cmentarny. Niespotykany jest tu zwyczaj wieszania na zewnętrznych ścianach tabliczek z nazwiskami z trumien zmarłych. Obecnie ze wszystkich stron obwieszone są nimi jasne, drewniane deski. Został odnowiony ze środków Ministerstwa Kultury Dziedzictwa Narodowego. Nad bramą napis; „Pamiętaj człowiecze żeś proch i w proch się obrócisz.”  Modrzewiowe nowe deski złociły się w słońcu.

Pozostało nam podejść jeszcze do pagórka z zachowanymi macewami po cmentarzu żydowskim. Teraz już spokojnie bocznymi uliczkami na wschód doszliśmy do głównej szosy.

fot03fot04

Na wprost dróżki prowadzącej do Ośrodka Wypoczynkowego nad Sanną zaczynał się granatowy szlak. Do Lipy mieliśmy 12km, tj. 2godziny i 50 minut wg mapy wydanej przez twórców lipskich szlaków, których marzeniem coraz bardziej realnym jest uzdrowisko.

Zbliżała się 10-ta godzina. Otoczył nas sosnowy las. Byliśmy na Równinie Biłgorajskiej. Po  okresie polodowcowym pozostały tu glina, piasek i głazy. Głazy służą do robienia płyt nagrobnych. Glina powoduje, że otaczały nas podmokłe tereny i bagienne niecki wypełnione zamarzniętą wodą, ze skrzącym się w słońcu białym lodem. Tadzio nawet próbował jego wytrzymałości ryzykując zmoczenie butów. Natomiast piasek tworzy wzgórza porośnięte powykrzywianymi, cienkimi sosnami i licznymi krzakami jałowca. Niektóre zniwelowano zabierając piasek do budowy. Minęliśmy najwyższe wzniesienie ze słupkiem betonowym  190,1m. i znów zeszliśmy między kolejne rozlewiska. Odpoczynek zrobiliśmy w samo południe na granicy lasów prywatnych przed Łysakowem Kolonia. Poprawiano strukturę lasu.

fot05 fot06

Widać było wycięte pasy między sosnami z nasadzeniami drzew liściastych. Każdy mógł sobie wybrać pniaczek do siedzenia. Słońce mocno grzało, więc schroniliśmy się w cieniu.
W końcu szlak wyprowadził nas na odkrytą przestrzeń. Przed nami kilka domostw i płaska równina polany leśnej, pokryta wyschniętą trawą. Tylko pod lasem błękitniało małe jeziorko. Życzliwy miejscowy opowiadał, jak codziennie dojeżdża do pracy lasem, bo fajnie się tu mieszka. Piaszczystą drogą szliśmy między porostami, mchami, zeszłorocznymi wrzosami. Młode sosenki uroczo wyglądały ze swoimi zielonymi i żółtymi igiełkami. To złota sosna!?

Wkrótce w wysokim lesie odbiliśmy na północ, by dojść drogą prowadzącą na wschód z kałużami i resztkami śniegu do malowniczego pagórka porośniętego kolorowym mchem.  Z boku prowadziła tu tajemnicza ścieżka gęsto wysadzana białymi brzozami, a dalej młode sosenki  otaczały pagórek czystego piachu.

fot07 fot08

Dopiero w tym miejscu zawrócił szlak na południe i obok drewnianych domostw doszliśmy do pomnika upamiętniającego tych, którzy zginęli w czasie II wojny światowej w Majdanku.

Z lewej została Parama, a my weszliśmy w mizerny las pełen wykrzywionych drzewek. Za nami został pas wrzosów pod linią wysokiego napięcia. Gdzieś między drzewami mignęły dachówki domu, a kompas zamiast wskazywać południowy- zachód wskazuje wschód. Coś nie pasuje. Znów mapy poszły w ruch. Od dawna nie widzieliśmy znaku szlaku. Na ściętych pniach niebieskie stemple świadczą, że jesteśmy w prywatnych lasach. Droga błotnista, ale wygodna. Nie warto wracać taki kawał. Za zakrętem znów skręca na południe. Jakoś dojdziemy. A Karol, który cały czas idzie przodem krzyczy, że jest znak i znika za kolejnym zakrętem. Mijamy dopływ Złodziejki. Z lewej krzaczki na bagnie, pod nogami błoto. W końcu ujrzeliśmy jakiś dom drewniany. Czesiu ambitnie odbija dróżką na zachód, ale wkrótce Andrzej informuje, że miejscowi radzą iść dalej na południe, by trafić na drogę do Gielni. Jesteśmy w kolejnej Koloni Łysaków, a droga którą poszedł Czesiu prowadzi do lasów państwowych z bagnami, i wkrótce co najwyżej odbije na północ w pobliże pomnika. Pokonaliśmy pustynię porośniętą porostami i marnymi dziesięciocentymetrowymi siewkami sosenek. Tadzio uczcił to robiąc na zeszłorocznej trawce orła. Nareszcie mamy właściwy kierunek. Za krzyżem znów las, i znów zagajnik z żółto- zielonymi sosenkami. Kolejna polana piaszczysta z zagrodą. Wokół nory pełno piór rozwiewa wiatr. Pewnie lis tu ucztował. Pod lasem ukryte trzy jeziorka zamarznięte na Złodziejce. Przyśpieszamy, bo jesteśmy głodni.

fot09 fot10

Droga zrobiła się twardsza, chociaż po bokach mijaliśmy coraz większe rozlewiska w cieniu dorodnych sosen. Jakieś dziwne odgłosy popiskiwań dochodzą z wysoka. Tadziu wypatrzył, że to bukowa gałąź podpiłowuje sąsiednią sosnę i jest już spory ubytek w korze. Pod nogami coraz mocniejszy asfalt. Przy krzyżu szlak skręca w kierunku Gielni łącząc się z czerwonym i zielonym. Ku naszej uciesze ognisko przy wiacie już się pali. Stasia radzi, zgodnie ze szkołą przetrwania, wrzucać gałęzie brzozowe, które podobno nawet mokre palą się. Wkrótce rozszedł się zapach pieczonych kiełbasek wymieszanych z zapachem igliwia. Irenki ogóreczki też były. Ja miałam kawałek własnoręcznie upieczonego drożdżowego rogala z serem i żurawinami, które zbierałam jesienią stojąc w bagnie po kostki w wodzie.  Zbliżała się 13-ta. Przed nami jeszcze 3 km Pod Dęby i 2 km przez Lipę. Andrzej z Elą ruszyli wcześniej, by zdążyć na busa. Dla mnie i Karola znalazło się miejsce w samochodzie Czesia, więc mogliśmy się jeszcze upajać ciszą leśną. W Gielni przybyło domów od mojego ostatniego pobytu. Bocianie gniazdo jeszcze puste, chociaż bociany już wracają. Złodziejka rozlewa się na łące. Pośrodku wsi pomnik upamiętniający bohaterską Balbinę Kleman, która dwukrotnie z narażeniem życia uratowała wieś we wrześniu 1942r. Do Lipy prowadził nas już gładki asfalt. Minęliśmy początek żółtego szlaku, który kusił bagienną knieją. Pod Dębami kierunkowskazy wszystkich szlaków.  Polana piaszczysta otoczona drzewami, ławki do siedzenia, podłoga do tańców, a nad zamarzniętymi stawami dorodne, wiekowe dęby. Chwila zachwytu...

fot11 fot12

fot13 fot14

Dalej już podróżowaliśmy samochodami. Tartak, kościół w Lipie i kierunek Stalowa Wola. Minęła 15-ta i wieś jakby ożyła. Coraz więcej turystów na drodze jadących w las.

Nam marzy się powrócić na błękitnyszlak wiosną, gdy rozkwitną fiołki i przylaszczki.

Halina Rydzyk