Korona Gór Świętokrzyskich Tu gdzie kiedyś było ciepłe morze

fot01

Korona Gór Świętokrzyskich
TU GDZIE KIEDYŚ BYŁO CIEPŁE MORZE

Celem jubileuszowej, czyli dziesiątej wyprawy po Koronę Gór Świętokrzyskich była Kadzielnia, Karczówka i Patrol. Pierwszy raz w tym sezonie wycieczka odbywała się w zimowej aurze

Zapowiadało się nawet, mocno śnieżnie – za Opatowem natknęliśmy się bowiem na śnieżną zadymkę. Ale już w Kielcach śniegu było jak na lekarstwo. Za to na Kadzielni, od której zaczęliśmy naszą wycieczkę, mocno dawał się we znaki przenikliwy, zimny wiatr.

Góra pachnąca ziołami
Nazwa Kadzielnia jest pochodną występujących tu w wielkiej obfitości ziół, stosowanych w kieleckiej kolegiacie jako składniki kadzideł. Kadzielnia stanowi jeden z elementów pasma wychodni wapieni dewońskich noszących wspólną nazwę Skałek Kieleckich. Kadzielniański wapień pozyskiwany od połowy osiemnastego wieku, używany były nie tylko w hutnictwie, budownictwie, ale również cukiernictwie. W efekcie ponad dwustuletniej, intensywnej eksploatacji, z dawnego tzw wapiennego garbu zachowało się jedynie Wzgórze Harcerskie i Skałka Geologów (ulubione miejsce wspinaczkowe skałkowców). Po zamknięciu kamieniołomu w 1962 roku Kadzielnię zalała woda. Jednak po pewnym czasie odpłynęła ona szczelinami, ujawniając skamieniałości sprzed 350 mln lat (korale, ryby dwudyszne, ślimaki, trylobity), krasowe lejki wypełnione żółtym, białym i czerwonym iłem. Spośród kilkunastu jaskiń najciekawsza i najdłuższa jest Kadzielniańska Szczelina (140m długości). Oprócz niej na uwagę zasługują Jaskinia Wschodnia i Jeleniewska, Diabla Dziura. Niecka Kadzielni nosi malowniczą nazwę: Jezioro Szmaragdowe.

Eksploracja jaskiń i krasowych lejków ujawniła w nich kości prehistorycznych nosorożców, niedźwiedzi, gryzoni, płazów. Ponad czterdzieści lat temu nieczynny kamieniołom zmieniono w park (pierwszy projekt parku i ogrodu botanicznego powstał już w 1824 roku), a na południowej ścianie wybudowano amfiteatr na 5000 miejsc. Aktualnie amfiteatr jest w przebudowie.

Trzy galeny Hilarego Mali
Następnym punktem naszej jubileuszowej Korony była Karczówka. Wzgórze zwieńczone kościołem pw Karola Boromeuszka to jeden z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych punktów krajobrazu Kielc. Z Karczówki roztacza się wspaniała panorama na większą część miasta, oraz pasma Posłowickie Dymińskie, Łysogóry. Kiedy pojawili się tu górnicy, wycięli las i od tego górę nazywali górę Karcz.

Karczówka podobnie jak Kadzielnia stanowi pozostałość po ciepłych morzach sprzed setek milionów lat. W odsłoniętych wychodniach można natrafić na skamienieliny głowonogów, ramienionogów, koralowców. Skały zawierają związki wapnia, rudę ołowiu , czyli galeną. Tą ostatnią w rejonie Karczówki wydobywano już przynajmniej w XIII wieku (niewykluczone, że znacznie wcześniej). Z zapisków w dawnych kronikach wynika, że w lokalizacji rudy pomagali różdżkarze. We wskazanym przez nich miejscu górnicy-gwarkowie drążyli wąski, pozbawiony wentylacji korytarz. Zmieścić się w nim mogło co najwyżej dwie osoby. Ze skalnych szczelin ścian szybu gwarkowie wydłubywali galenowe grudki (trafiały się w nich śladowe domieszki srebra). Z braku dostatecznej ilości powietrza w szybikach, gwarkowie starali się pracować w chłodniejsze dni, lub wczesnym rankiem. Wtedy bowiem zgromadzone w szybie rozgrzane powietrze, łatwiej unosiło się do góry, tym samym powodując jego intensywniejszą cyrkulację. Roczny urobek górnika wynosił około 200 kg galeny.

W 1846 roku Hilary Mala z Niewachlowa miał widzenie nakazujące mu kopać na tzw machnowskiej górce (taką lokalizację podaje kilka źródeł, w tym ksiądz Bronisław Obuchowicz w wydanym w 1927 roku „Opisie Miasta Kielc”). Spotykane są też określenia „szpara machnowska”, „szpara Małachowska” Według przekazów Mala kopał przez wiele tygodni, nie zrażając się niepowodzeniem, zaniedbując pracę która dawałaby mu zarobek potrzebny na wyżywienie rodziny. W końcu widząc przymierającą z głodu rodzinę był bliski rezygnacji. Ale 7 grudnia 1646 trafił na trzy wielkie bryły galenowych samorodków. Wyrzeźbiono z nich mierzącą 135 cm wysokości figurę świętej Barbary dla karczókowskiej świątyni. Z dwóch pozostałych brył galeny wykonano płaskorzeźbę Matki Boskiej dla kieleckiej katedry, oraz figurę świętego Antoniego znajdującą się w kościele w Borkowicach koło Przysuchy (ufundował ją świętokrzyski potentat hutniczy Gibboni).

Dzieje Mali i jego galeny na początku XIX wieku wierszem spisał Antoni Kuźniarczyk, gwardian karczókowskiego klasztoru. W 1855 roku na łamach Biblioteki Warszawskiej inżynier Czarkowski zamieścił artykuł o Hilarym Mali. Zrobił to na podstawie opowieści przekazanych mu przez Jacentego Skowronia, syna rzeźbiarza, autora marmurowych świeczników stojących na Karczówce przy ołtarzu świętej Barbary. Z kolei Skowroniowi o gwarku odkrywcy, jako rodowej historii, miała opowiedzieć jego żona, która była pra pra..wnuczką Hilarego Mali. Więcej na ten temat można dowiedziec się na stronie świętokrzyskiego oddziału Państwowego Instytutu Geologicznego

Karczókowskie złoża galeny eksploatowano intensywnie (naliczono około 3000 szybików) wyczerpały się już w XVIII wieku.

Kościół w podzięce za obronę przed zarazą
W 1627 roku ziemie Rzeczpospolitej nawiedziło morowe powietrze. Biskup Marcin Szyszkowski, leżąc krzyżem w kieleckiej katedrze, zaprzysiągł, że jeżeli zaraza nie oszczędzi Kielc, jako wotum dziękczynne wybuduje na Karczówce kościół. Modły zostały wysłuchane, Biskup wybudował kościół i klasztor dla bernardynów. Patronem kościoła uczyniono świętego Karola Boromeusza, patrona od morowego powietrza. W czasach studenckich Boromeusz był przyjacielem Marcina Szyszkowskiego. Biskup sprowadził na Tarczówkę relikwie świętego Boromeuszka. Jak podaje ksiądz Obuchowicz za sprawą tego, że z katedry na Tarczówkę wiodła Droga Krzyżowa z 14 Stacjami Męki, klasztor nazywano Górą Kalwarią. W czasie szwedzkiego potopu klasztor został doszczętnie ograbiony i zniszczony. Podczas powstanie styczniowego carscy żandarmi na Karczówce powiesili grupę schwytanych powstańców (miejsce kaźni upamiętnia krzyż). Carskim ukazem zakon bernardynów rozwiązano. Do 1914 roku, jedynym lokatorem klasztoru był ksiądz Kolumbin Tomaszewski. W cztery lata później, już w wolnej Polsce, na Karczówkę wprowadzili się pallotyni. W odbudowie klasztoru pomagały krakowskie Sercanki, które na tarczówce założyły również szkołę i uruchomiły drukarnię

Od huty miedzi do fabryki pomp
Z Karczówki marszruta wiedzie nas na Białogon, starą przemysłowa dzielnicę Kielc. Już przed XVI wiekiem funkcjonowała tutaj huta miedzi. W latach 1610-1650 po modernizacji powstała nowoczesna jak na ówczesne czasy huta miedzi, ołowiu, srebra, rud żelaza, oraz towarzyszące jej kuźnie. W epoce stanisławowskiej, z inspiracji Staszica w Białogonie zbudowano mennicę, oraz hutę „Aleksander” przetapiającej miedź i srebro. Z pierwszego wytopionego srebra wybito pamiątkowy medal z inskrypcją „I kruszcom Polski zajaśniało słońce”. W hucie, co wówczas było nowością, funkcjonował ośrodek badawczo – naukowy. Korzystali z niego profesorowie i studenci kieleckiej Szkoły Akademiczno-Górniczej. W 1827 roku „Aleksander” zmienił profil – na fabrykę maszyn i urządzeń dla Zagłębia Staropolskiego.

W trakcie powstania listopadowego w Białogonie odlewano armaty, karabinowe lufy. Kolejna zmiana przeobraziła „Białogon” w odlewnię żeliwa. Później była tu nawet wytwórnia mebli giętych i garbarnia. Aż wreszcie po II wojnie światowej powstała istniejąca do dziś Kielecka Fabryka Pomp „Białogon”.

Z fabryką sąsiaduje drewniany kościółek, wybudowany w latach dwudziestych, w tak wówczas modnym stylu zakopiańsko-witkiewiczowskim.

Opłatek na Patrolu
Przechodzimy most na Bobrzy i wkraczamy na szlak prowadzący w kierunku Patrol, zaliczanego do Korony Gór Świętokrzyskich. Tuż przed szczytem Patrolu rozkładamy się na biwak, palimy ognisko. Jako, że jest to ostatnia przed Bożym Narodzeniem wyprawa, łamiemy się opłatkiem, składamy sobie życzenia. Maszerując brzegiem Bobrzy, mijamy miejsce zwane Trupieniem. W czasie potopu szwedzkiego okoliczna ludność zaatakowała nieprzyjacielski oddział rajtarów. Szwedów wyrżnięto, że ani jeden nie uszedł z życiem, a Bobrza spłynęła krwią.

Jesteśmy już przy autokarze kiedy Robert Piotrowski rzuca hasło: - kilometr stąd, w lesie znajduje się jeziorko. Warto by je zobaczyć.

Tym razem, w przeciwieństwie do poprzednich wypraw jeziorko odnajdujemy bez problemów. Pokryty lodem, niknący w zapadającym zmroku staw wygląda tajemniczo. Jest już całkiem ciemno kiedy wracamy do autobusu. Ktoś wypatruje parę fantazyjnie powykręcanych sosen. Niektórzy wskakują na konary i zaczyna się sesja zdjęciowa. A potem zostaje nam już tylko powrót do Sandomierza i Stalowej Woli.

Kozicki Andrzej