Korona Gór Świętokrzyskich
Pasmo Pokrzywiańskie
Nowa Słupia- Hektary Podchełmskie- Winnica- Góry- Grzegorzowice- Pokrzywianka Górna 319m- Chełmowa Góra 351m- Rzeczka Słupianka- Nowa Słupia
10 styczeń 2010
„Cała Polska ugrzęzła w zaspach.”
Tak napisała Rzeczpospolita w poniedziałek 11 stycznia 2010 roku. „Awarie pociągów, wyłączenia prądu, opóźnienia samolotów- śnieżyce w weekend sparaliżowały Polskę...Winne są oblodzone lub zerwane sieci trakcyjne... Kolejowy przewoźnik pasażerski musi sięgnąć po lokomotywy spalinowe, których brakuje.” Pociągi miały kilkugodzinne opóźnienia, i często nocą długo stały w polach czekając na pomoc z głodnymi i zmarzniętymi pasażerami. „Na trasach krajowych w niedzielę po południu pracowało 1,2 tys. piaskarek, solarek i pługów. Akcja ZIMA kosztuje 4-5 mln. zł na dobę... Domy są pozbawione prądu, dachy obciążone śniegiem uginają się. Ze śniegiem i lodem walczą też lotniska...”Odladzanie samolotu trwa ok.45 min, ...a koszt płynu to 1,2tys.euro. W ostatnich czasach samoloty wyglądają jakby je ktoś polukrował- mówi Cezary Orzech.” W Anglii mrozy dochodzą do -20°C, a śnieg paraliżuje transport. W Ameryce temperatura spada do -50°C, podobnie jak w Szwecji.
Na nas czekała Chełmowa Góra 351m n.p.m. W Stalowej Woli po mroźnej nocy sypało lodowatą kaszką. Spodziewaliśmy się, że w Górach Świętokrzyskich powyżej 300m zima nas oczaruje i nie zawiedliśmy się. Wyjechało nas 15 osób, w Sandomierzu dosiadła się 8 osobowa grupka i razem uzbierało się 23 głodnych przygód turystów. Trasa Opatów- Kielce była czarna, odśnieżona, ale gdy za Łagowem skręciliśmy na Nową Słupię, kierowca musiał mocno trzymać kierownicę na błocie pośniegowym, bo lekko zarzucało. Szczęśliwie, na drodze były łagodne zakręty i niezbyt stromo. W rynku Nowej Słupi ujrzeliśmy masę śniegu na ulicach i poboczach. Podjechaliśmy na parking u wejścia na Drogę Królewską prowadzącą do Świętego Krzyża. Dopiero tam autobus mógł zawrócić. Niedaleko rynku wysiedliśmy.
Marek Juszczyk poprowadził przy kościele na wschód. Nowa Słupia leży na wschodnim krańcu Obniżenia Wilkowskiego, u stóp Łysej Góry, zwanej Świętym Krzyżem. Musieliśmy zawrócić do niebieskiego szlaku, ale dzięki temu mogliśmy podziwiać piękne sople zwisające z dachów i oblodzenia metalowych barierek. Na drodze i chodnikach leżała kilkucentymetrowa warstwa śniegu posypanego pomarańczowym piaskiem. 3 km na północny wschód zza mgły wyłaniała się Góra Chełmowa. Minęliśmy kapliczkę na rozdrożu podziwiając oblodzenia gałęzi drzew nad głowami.
Na drogach polnych zalegało coraz więcej śniegu, gdy skręciliśmy na wschód. Drogi, którymi głównie szliśmy tego dnia, były przetarte i mogliśmy spacerować podziwiając rzeźby stworzone przez zamarzniętą wodę na gałęziach krzaków i wysokich trawach. Mijając domy po zapachu dymu mogliśmy poznać czym się pali, albo że piecze się ciasto, co na obiad. Szliśmy odsłoniętą przestrzenią i dobrze, że nie było wiatru. Tylko ciągle mżyło, a później zaczął sypać śnieg. Marek rozłożył parasol. Kwiatostany brzóz zamarzły malowniczo.
Żółta trawa wystawała spod śniegu. Zbliżaliśmy się do oczyszczalni ścieków. Szlak poprowadził nas na mostek nad strumykiem i dalej stromą drogą wychodziliśmy znów nad dolinkę. Domy stały tylko z jednej strony drogi, by nie zasłaniać widoku na pasma górskie. Wiatrak, elegancka dacza, zabytkowy dworek po lewej, gdy po prawej stare drzewa owocowe przykryte śniegiem. Stara Słupia została za nami. Kapliczka stała na rozdrożu, skąd drogi schodziły w dół w różnych kierunkach, bardziej, lub mniej zaśnieżone. Gałęzie olch zwisały nad szosą ciężkie od wodnego lukru. Miejscowi, czekający na autobus dziwili się, że jacyś turyści zagościli w tym miejscu. Znów mogliśmy podziwiać zaśnieżone pagórki po horyzont i pojedyncze grupki drzew. Wyszliśmy z dolinki, w której zatrzymał nas swym urokiem oblodzony krzak dzikiej róży. Wydawało się, że mamy za sobą połowę trasy, a tymczasem śnieg coraz bardziej sypał, a do Grzegorzowic ciągle daleko.
Marek poczekał na nas w miejscu, gdzie ścieżką trzeba było odbić od głównej drogi. Nad głowami z piskiem przeleciało stadko przepiórek, by wylądować niedaleko. Biedactwa ślizgały się na skorupie lodu ukrytego pod cienką warstwą puchu śniegowego. Przy dróżce rosły rozłożyste wierzby. Pod nimi leżały gałęzie, które nie wytrzymały ciężaru oblodzenia. Z szumem spadała kolejna, gdy już trochę się oddaliliśmy. Wąska ścieżka wywiodła nas na skorupę pokrywającą pole. Na tle białego nieba wyglądaliśmy jak zawieszeni w powietrzu. Wiatr przywiewał głos księdza głoszącego kazanie gdzieś daleko. Wśród krzaków zeszliśmy do dolinki z rozpadającymi się budynkami folwarcznymi. Dotarliśmy do Grzegorzowic.
Grzegorzowice - wczesnośredniowieczny ośrodek osadniczo- kościelny był zniszczony przez najazd tatarski zimą 1259/60. Książę Bolesław wstydliwy zwolnił wówczas wieś od ceł i targowego. Znajduje się tu Park podworski z czterema ogromnymi ponad 400 letnimi dębami.
Na stoku wzgórza malowniczo jest usytuowany kościół, który składa się ze starszej, romańskiej rotundy z półkolistą absydą i dobudowanej w1624r. prostokątnej nawy głównej. Fundację przypisuje się rycerzowi Nawojowi herbu Topór przed 1334 rokiem. Do kościoła prowadzą 63 schody. Dzwonnica pochodzi z XX wieku. Za kościołem cmentarz.
Wąwozem lessowym, obok parku wyszliśmy na odsłonięte pola. Trawy obrosłe lodowymi koralikami kusiły Danusię, by zrobić z nich bukiety do pałacu Królowej Zimy. Słońce skryte za grubymi chmurami nie topiło lodowych kryształów, które srebrzyły się na wiekowych drzewach w Pokrzywiance Górnej. W ich cieniu ławeczki czekały na zbłąkanych turystów. A wśród grubych od lodu gałęzi siedział spokojnie ukryty wróbelek.
Nie mogliśmy z Irenką i Robertem dogonić grupy, która już ukryła się w cieniu góry i paląc słomę ze zdobycznego, podartego worka, który służył dzieciom za sanki, grzali sobie kiełbaski w ogniu. Dymiło i smoliło, w zaciszu między krzakami. Mogliśmy coś przekąsić.
Marek już ciągnął nas pod górę wąskim tunelem, którym chłopak wiejski zjeżdżał na sankach, a drugi czekał z nowym workiem wypełnionym świeżą słomą na nasze przejście. Krzaki dzikiej róży i tarniny uginały się od śniegu. Drewniana brama prowadziła nas do Rezerwatu Chełmowej Góry im. J. Kostyrki, którą opływają rzeki Pokrzywianka i Słupianka. Prowadził nas czarny szlak. Rosną tu nawet 300 letnie modrzewie. Na szczycie znajduje się pomnik badacza Raciborskiego, który z drzewostanu wyodrębnił modrzew polski. Niedaleko ścieżki gruby konar oderwał się i z hukiem spadł na śnieg zryty racicami dzików.
Niektóre modrzewie mają tu nawet 500 cm średnicy, ale na zejściu i tak znaleźliśmy potężny dąb o dużo większym obwodzie. Robiło się ciemno i trzeba było przyśpieszać. Przeszliśmy obok hodowli sarenek i mostkiem na Słupianką wyszliśmy na drogę prowadzącą do Nowej Słupi. Pozostało jeszcze zdobyć pieczątki potwierdzające nasz pobyt w tym uroczym miejscu.
Halina Rydzyk