Sieniawa-Bolestraszyce-Krasiczyn

24 maja 2009

„24-go maja Krasiczyn” - powiedziała Pani Irena. 

Siedzieliśmy na łące na Wzgórzach nad Warzycami, zajadaliśmy kanapki, popijaliśmy kawę  i snuliśmy plany na  kolejne wycieczki.

„Muszę tam pojechać- pomyślałem. W zasadzie nigdy nie byłem w tamtych okolicach.”

Trzy tygodnie szybko minęły i nadszedł dzień wyjazdu. Na miejscu zbiórki stawiło się 16 osób. Jeszcze raz powtarzamy trasę wycieczki i ruszamy na podbój Podkarpacia. Plan jest prosty. Sieniawa-Bolestraszyce-Krasiczyn.

Trzymając się planu rozpoczynamy od  Sieniawy. O godz. 9.15 jesteśmy już na miejscu. Mimo, że parking przed zespołem pałacowo-parkowym jest przewidziany tylko na kilka samochodów nie mamy problemu ze znalezieniem wolnych miejsc. O tej godzinie nie ma tu zbyt wielu gości. W zasadzie jesteśmy jedynymi gośćmi. Cały park mamy więc dla siebie. Od samego wejścia widać że obecny właściciel Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa  wkłada sporo pracy w utrzymanie pałacu zbudowanego  na początku XVIII w. przez Adama Mikołaja Sieniawskiego, a następnie przebudowanego przez Czartoryskich. Park jest wyjątkowo zadbany. Trawa wykoszona, żywopłoty starannie przycięte, a alejki pozamiatane.

Sieniawa

W  parku królują stare lipy. Podczas przechadzki pod jedną z nich znajdujemy ptasie gniazdo, a obok niego rozbite skorupki. Wyciągamy z plecaka przewodnik i rozpoczynamy zabawę w ornitologów. Ustalamy, że nasze znalezisko należy do drozda śpiewaka.

 

Sieniawa zaliczona. Wracamy do naszych samochodów i obieramy kurs na Arboretum w Bolestraszycach, w którym zgromadzono kilka tysięcy gatunków roślin, w różnych odmianach i formach. W odróżnieniu od Sieniawy pokaźnych rozmiarów parking przy arboretum jest już  w znacznej części  zapełniony. Udostępniony dla zwiedzających ogród cieszy się sporym powodzeniem. Na początek oglądamy kolekcję roślin środowiska wodnego. Z mostku prowadzącego przez środek stawu podziwiamy grzybienie, grążele, kotewkę orzech wodny i jeszcze wiele innych roślin, których nazw nie sposób spamiętać. Pływające tuż pod lustrem wody okazałe ryby świetne komponują się z otoczeniem dodając uroku temu niesamowitemu miejscu. Po wyjściu znad stawu trafiamy do labiryntu z wikliny. Włodarze arboretum wykazali się dużą pomysłowością. Ta bardzo oryginalna budowla najbardziej podoba się dzieciakom, które z zainteresowaniem sprawdzają wszystkie możliwe do przejścia ścieżki. Ale i na dorosłych robi spore wrażenie.

„Arboretum żyje” - mówi Pan Czesiu. „Trochę się tu pozmieniało odkąd byliśmy tutaj ostatnim razem”.

W towarzystwie bezchmurnego nieba, w cieplutkim słońcu z przyjemnością przemierzamy kolejne aleje ogrodu.  Wstępujemy do muzeum przyrodniczego, w którym prezentowana jest wystawa ptaków, do centrum edukacji dziedzictwa kulturowo-przyrodniczego i do pawi. Pomimo, że na zwiedzenie ogrodu poświęciliśmy ponad dwie i pół godziny odnosimy wrażenie, że wszystko zobaczyliśmy tylko pobieżnie. W poczuciu niedosytu  obiecujemy sobie, że jeszcze tu wrócimy.

Następnym etapem naszej dzisiejszej eskapady miał być jeden z fortów dawnej twierdzy Przemyśl. Ostatecznie jednak zrezygnowaliśmy z tego zamiaru. Może warto byłoby potraktować okoliczne forty jako temat na  zupełnie odrębną wycieczkę.

Z Bolestraszyc jedziemy prosto do Krasiczyna, gdzie wizytą w parku i zamku przypieczętowujemy udaną wycieczkę .
„Wejście do zamku z przewodnikiem o godz. 15-tej” – poinformował Pan w kasie wręczając mi bilety wstępu.

Mamy zatem jeszcze prawie całą godzinę. Powinno wystarczyć na spokojne obejście zamku dookoła.

Z zewnątrz zamek prezentuje się naprawdę imponująco. W końcu nie bez powodu zaliczany jest do najpiękniejszych pomników polskiego renesansu. W parku uwagę przykuwa charakterystyczne drzewo miłorzębu japońskiego otoczone podestem. Legenda głosi, że jeżeli ktoś pomyśli sobie życzenie, a następnie okrąży to drzewo trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara to być może życzenie się spełni. Nietrudno zgadnąć, że przy drzewie panuje spory ruch. Rozmarzeni turyści chętnie biegają dookoła drzewa pełni nadziei na spełnienie swych marzeń. Inną ciekawostką w parku są drzewa rodowe sadzone zgodnie z tradycją litewską przez Sapiehów na cześć narodzin potomstwa. Po narodzinach syna sadzono dęba, a gdy na świat przyszła córka lipę. Rodowe drzewa- symbol nieprzemijającego życia można podziwiać w parku. Przy każdym z nich wkopany jest słupek z datą narodzin potomka. Piękna tradycja. Ludzie pomarli, a drzewa zostały.

Podczas spotkania z przewodnikiem dowiadujemy się, że  zamek został zbudowany na przełomie XVI i XVII wieku przez Stanisława Krasickiego i jego syna Marcina. Charakterystyczne, otaczające budowlę cztery narożne baszty o nazwach: Boska, Papieska, Królewska i Szlachecka miały odzwierciedlać aprobowaną przez fundatorów hierarchię świata. O świetności zamku świadczy fakt, że bywali w nim królowie polscy: Zygmunt III Waza, Władysław IV a także Jan Kazimierz i August II . Po bezpotomnej śmierci Krasickich zamek przechodził z rąk do rąk, by ostatecznie stać się własnością Sapiehów. To tutaj urodził się kardynał Adam Stefan Sapieha, który wyświęcił na księdza wielkiego Polaka Karola Wojtyłę.

Krasiczyn

Na koniec ostatni wspólny akcent naszej dzisiejszej wycieczki -  piknik na parkingu przed zamkiem. W rolę mistrza ceremonii wcieliła się Wiesława. Z animuszem rozłożyła swój imponujący bufet, który wprawił w zdumienie  nawet mnie (chociaż znam ją od lat) i zaprosiła wszystkich do wspólnej konsumpcji. W trakcie posiłku prawdziwą furorę zrobiły kiszone ogórki, przygotowane w dość oryginalny sposób. Taki kiszony ogórek w wersji turystycznej .

 

I tak zakończyła się nasza kolejna wyprawa z „Kompasem”.

Dziękujemy wszystkim za wspólną wycieczkę i zapraszamy na kolejne.
Z turystycznym pozdrowieniem

Andrzej P.