Wpisany przez Halina Rydzyk |
Pogórze DynowskieBonarówka - Kiczora Mała (479m) - Kiczora (516m) - Węglówka - Sucha Góra (585m) - Czarnorzeki - Rez. Prządki - Podzamcze (ruiny zamku Kamieniec) 05 kwiecień 2009 Jechaliśmy wąską szosą między pagórkami obawiając się, czy autobus będzie miał gdzie zawrócić. Na rozgałęzieniu przed Bonarówką wysiedliśmy przy tablicy informacyjnej. Na drzewie informacja, że do Węglówki 2 godziny. Po zwiedzeniu cerkwi z licznymi obrazami i spacerku po odnowionym cmentarzu zawróciliśmy na zielony szlak. Było nas około 40 osób. Gęsiego przechodziliśmy po wąskiej kładce nad potokiem. Stroma ścieżka prowadziła na pola i łąki okolone porośniętymi lasami górami. Słońce wesoło świeciło. Przy wierzbie usłyszałam głośne brzęczenie pszczół zbierających jej żółty pyłek. Weszliśmy w zagajnik sosnowo- brzozowy błotnistą, krętą drogą. W lesie jodłowym zaczęło się wspinanie pod górę. Na szczycie odpoczywała nasza grupa. Ujrzeliśmy wielkie rozlewiska wodne zamiast drogi. Musieliśmy je obchodzić bokiem odchodząc w lewo czarnym szlakiem. Na wyschniętym błocie widać było liczne ślady kopyt dzików i jakby łapę wilka. A tu między młodymi jodełkami buty zaczęły grzęznąć w rzadkim błocie i trzeba było odbić w zagajnik. Nawołując się dobrnęliśmy do bukowego lasu. Tu już łatwiej było iść po zeszłorocznych liściach. Kolejny wąwóz wyprowadził nas na łączkę czosnku niedźwiedziego. Mijaliśmy zachwyceni fioletowe kwiaty gajówki. Na rozdrożu znaki się pogubiły, ale udało mi się trafić we właściwą i ujrzałam stosy pni na polance. Grupa już uciekała do wsi. Byliśmy w Węglówce. Strumyk, kaczeńce, kotek... Chwilę można było odpocząć na przystanku i już pogonili. Na Suchą Górę 1 godzina. Nas zatrzymał mostek ze spróchniałymi pniami. Asi nagle noga wpadła między belki i padł blady strach na dziewczyny. Dobrze, że Robert zachował zimną krew i pomógł nam przejść. Danusia nawet chciała przejść rzeczkę po kamieniach. Udało się i wszyscy cali ruszyliśmy stromo pod górę w bukowym lesie. Coraz więcej drzew było wyciętych. Za źródełkiem Irena zorientowała się, że schodzimy w dół. Zeszliśmy ze szlaku. Pozostało nam za radą Roberta pójść stromo do góry w poszukiwaniu zgubionej drogi. Kiedy umęczeni odpoczywaliśmy na pniu, niedaleko wyżej minął nas Czesiu. Znów byliśmy na szlaku, a grzbiet blisko. Zza wierzchołków widać już było wieżę na Suchej Górze i wkrótce doszliśmy do zabudowań. Karol ratował spragnionych wodą źródlaną. Poniżej wśród młodych świerków ujrzeliśmy jeszcze wielkie płaty białego śniegu. Prowadziła tu ze wsi Czarnorzeki utwardzona droga, ale my poszliśmy dalej szlakiem ścieżki dydaktycznej. Wychodnie skalne były coraz bardziej malownicze, a zza pozbawionych jeszcze liści gałęzi drzew widać było doliny w dole. Do Kamieńca pozostało jeszcze 1,5 godziny. Zbiegało się dużo lepiej i szybciej, aż na drodze pojawiły się wielkie kałuże. Byliśmy przy ogrodzonym Źródle Mieczysława o mętnej, zielonkawej wodzie. Wypływał z niego strumyczek. Zajrzeliśmy jeszcze do sztolni nad Czają, ukrytej z jarze. Zagradzała wejście do niej krata. „Sztolnia- nieczynne wyrobisko kamienia- piaskowca istebniańskiego, wykorzystywanego do wyrobu kamieni młyńskich, osełek, elementów budowlanych. Jest miejscem zimowania nietoperzy. Żyją w niej muchówki, pająki, różne grzyby.” Nareszcie mogliśmy wyłożyć się na łące z widokiem na cerkiew. Słoneczko dalej przygrzewało, ale kwiatów wiosennych było bardzo mało. Jodła daglezja sypała szyszkami na ścieżkę. Za cerkwią odbiliśmy na południe. Barak dawnej noclegowni w Czarnorzekach był remontowany. Zaczęliśmy się wspinać na zbocze ze skałami. Tym razem do Prządek dochodziliśmy od drugiej strony. Pierwsze głazy ukryte były wśród drzew. Podpieraliśmy je patykami na szczęście. Malowniczo wyglądały te wielkie odsłonięte. Dopiero przy nich zaczęliśmy spotykać turystów i było ich coraz więcej. Przeszliśmy szosę i czarnym szlakiem zaczęliśmy zbiegać w dół ku Kamieńcowi. Sosna zwyczajna i jodła pospolita porastały to zbocze. Ostatnia stromizna i byłyśmy przy rzeczce. Znów trzeba było podchodzić a sił coraz mniej. Za to na łąkach coraz więcej wiosennych kwiatów a pod ruinami zamku już nasi rozpalili ognisko i można było się wzmocnić. Kiełbaski piekły się na ruszcie, a my nawet śpiewać nie mieliśmy sił. Odjechaliśmy o 17.15 , żeby przed 20-tą być w Stalowej Woli. Halina Rydzyk |